Zaspokajanie romantycznych potrzeb miłości.

Co chcesz usłyszeć od ukochanego mężczyzny? Dlaczego tak łatwo dajemy się oczarować magicznymi słowami: „Kocham Cię”, nawet na jednych z pierwszych randek, romantycznym, namiętnym pocałunkiem, „chcę z Tobą być do końca życia”, „jesteś miłością mojego życia”, „nie widzę świata poza Tobą” i wszystkim co wiąże się z naszą wyjątkowością, czyli wszelkimi wyrazami zachwytu nad naszą osoba, tego jak wyjątkowa jesteś.

Dajemy się oczywiście nabrać na wszelkie: „chce się przy tobie zestarzeć”, „chcę żebyś była matką moich dzieci”. Jesteśmy bardzo łase na wszelkie romantyczne słowa, na wizje wspólnej przyszłości, na zapewnianie poczucia bezpieczeństwa.

Jeśli jeszcze do tego roztacza się wspólna wizja spełniania marzeń, robienia czegoś wyjątkowego razem lub zabezpieczenia finansowego, jesteśmy w połowie drogi do otwarcia serca. Potem jeszcze dobry seks, czarująca osobowość, dobry kontakt z dziećmi, dobry gust, dobra muzyka, trochę wina i kolejny krok do paszczy smoka.

Od dzieciństwa karmione romantycznymi filmami, że tak właśnie wygląda miłość, że o takie zakochanie chodzi, że romantyczna miłość to spojrzenie, oczarowanie od pierwszego wejrzenia, pełen pasji seks, nawet na pierwszej randce, dajemy się bardzo łatwo przekonać, że to jest to, to jest nasz książe z bajki, ten, na którego czekałyśmy, ten jedyny, druga połówka.

Może nawet znaliśmy się w poprzednich wcieleniach i teraz się odnaleźliśmy. Kto nie chce doświadczyć tak pięknej, romantycznej miłości jak z filmu, prawdziwej miłości, płomienia, który będzie płonął do końca życia i będziemy jak te pary staruszków trzymających się za ręce.

Jeśli jeszcze do tego dodamy brak miłości w dzieciństwie i niskie poczucie własnej wartości, mamy mieszankę wybuchową. Niektórzy mężczyźni wiedzą bardzo dobrze czego nam trzeba, są od tego ekspertami. A my, ufne, otwarte, naiwne, szukające miłości, akceptacji, uznania i uwielbienia, łapiemy się na to.

Ignorowanie czerwonych flag.

Dlaczego tak trudno nam zobaczyć czerwone flagi, które być może pojawiają się na początku, dlaczego tak bardzo chcemy wierzyć, że to co mówi jest prawdą. To jest jak narkotyk, pomimo tego, że wiesz, że może Ci zaszkodzić, w tej chwili czujesz się super. Wszystkie neuroprzekaźniki miłości zaczynają szaleć, a Ty jesteś ich coraz bardziej głodna. Wystarczy jego głos, spojrzenie, dotyk, a Twoje ciało reaguje jak na najpiękniejszy narkotyk. To jest to na co czekałaś całe życie, co opisują w powieściach romantycznych, o czym piszą wiersze.

Dlaczego miałabyś z tego zrezygnować? Chcesz wierzyć, że wszystko co mówi jest prawdą. W końcu czujesz się kochana. Może mama albo tata cię nie kochali, nie akceptowali, a tu masz uwielbienie. Jesteś w końcu wyjątkowa dla kogoś. Takie pragnienie dziecka aby być tą jedyną osobą dla mamy, najważniejszą. Któż nie chce być najważniejszy, ten jedyny dla kogoś.

Wydaje się wtedy, że wszelkie Twoje niedoskonałości, wszelkie winy są Ci odpuszczone, zapomniane, jesteś idealna, kochana ze wszystkim. Nawet jeśli Ty nie lubisz swojego ciała, on jest nim zafascynowany. Twoim wyglądem, Twoją osobowością, tym co mówisz, sposobem w jaki mówisz, kocha każdy Twój gest, w końcu jesteś boginią, czczoną i wielbioną.

Co się dzieje dalej? Jeśli trafiłaś na toksycznego wielbiciela (narcyza), zaczniesz zauważać, że być może nie do końca jest z Tobą szczery, wyczuwasz kłamstwa, ale nic, to może być nawet fajne, albo tajemnicze. Zaczyna Cię też krytykować, ale przecież ma rację, bo mama, czy tata, też Cię krytykowali albo sama już znasz swój cień. Być może nadużywa substancji, ale przecież dobrze się bawicie i to jest częścią wspólnie spędzanego czasu. Jest fascynujący, romantyczny, ma charyzmatyczną osobowość, a Ty przy nim wydajesz się jakbyś wygrała na loterii. O swoich wadach czy uzależnieniach, tak potrafi mówić, że potem  wstydzisz się, że w ogóle go o to zapytałaś.

Kiedy zaczynają opadać klapki.

Już coraz mniej, ale co jakiś czas, dostajesz ochłap miłości, której tak bardzo Ci brakowało w dzieciństwie. Robisz wszystko aby dostawać jej więcej, on coraz bardziej daje Ci odczuć, że wcale nie jesteś taka fajna, jak na początku się wydawało. Wydaje się widzieć coś, czego Ty nie widziałaś albo czujesz jakby czytał Cię na wskroś, widział najskrytsze zakamarki Twojej duszy. A może to Ty jesteś zła, może coś z Tobą jest nie tak? Bo on przecież wie, jest tak pewny tego co mówi o Tobie.

Jego ciemna strona, uzależnienia, kłamstwa, zazdrość, manipulacje, dominacja, kontrola i wymaganie bezwzględnego posłuszeństwa, coraz bardziej staje się widoczna, a Ty nadal chcesz widzieć w nim Twojego księcia z bajki, drugą połówkę. Wybaczasz, płaczesz, chcesz wierzyć, już nie wiesz sama co czujesz i kim jesteś. Zaczynasz czuć się winna za rzeczy, których nie zrobiłaś, wierzysz mu, że myślisz i czujesz, coś o czym nie myślałaś.

Być może Twój narcyz jest od Ciebie zależny finansowo, może używa przemocy psychicznej lub fizycznej, poniża Cię, a Ty boisz się mu cokolwiek powiedzieć. Jeśli powiesz, to tak wszystko przekręci, że poczujesz się winna, że w ogóle się odezwałaś, jesteś przecież materialistką, albo masz problemy z dzieciństwa z mamą, albo jeszcze coś innego wymyśli żebyś poczuła, że to ty masz problem, a nie on. Wierzysz mu, bo faktem jest, że też masz swoje problemy, jak każdy. Nie możesz już nawet mówić o tym co czujesz ponieważ wiesz, że jak powiesz, albo jak zwrócisz mu uwagę, to będzie jeszcze gorzej, obrazi się lub po prostu zacznie być agresywny. Chcesz żeby było miło, więc siedzisz cicho.

Zaczynasz czuć coraz większą złość i frustrację, że piękna miłość okazuje się być czymś w rodzaju emocjonalnej huśtawki, że to, w co uwierzyłaś okazuje się być porażką, przestajesz już ufać sobie. Znajomi mówią Ci, że to jest toksyczny związek, że żyjesz w lęku, że się wykańczasz, że nie jesteś sobą, ale co tam znajomi, najważniejsza jest miłość, ten jedyny, ukochany, on jest Ci przecież najbliższy. Jeszcze nigdy wcześniej podobnie nie czułaś, to musi być miłość. Walczysz za wszelką cenę, być może masz już z nim dzieci, które cierpią ale przecież rodzina jest najważniejsza, więc się go trzymasz.

Jacy są narcyzi.

Narcyz najpierw sprawia abyś poczuła, że jest dla Ciebie najważniejszy, że go potrzebujesz, że nie ma nikogo kto tak Cię będzie kochał, wkupia się w Twoje łaski, uzależnia Cię od siebie jak narkotyk. Jesteś coraz słabsza, coraz bardziej pozbawiona mocy, zapominasz kim byłaś, istniejesz tylko w relacji z nim, ty sama, niezależna znikasz, nie ma Ciebie dla przyjaciół, musisz robić wszystko z nim i to co on chce, inaczej obraża się lub jest agresywny. Mówi, że na tym polega miłość. Nie masz już swojego życia, swoich poglądów, zainteresowań, jesteś jego, a on traktuje Cię jak rzecz, jak swoje trofeum.

Narcyzi nie potrafią kochać, dawać wolności, szanować autonomii, masz być tylko jego, tylko przy nim, kompletnie zależna i posłuszna. Jeśli masz deficyty miłości i bliskości z dzieciństwa, taki rodzaj fuzji może wydawać się na początku w pewnym sensie atrakcyjny.

Kiedy ktoś jest o Ciebie zazdrosny może wydawać Ci się, że tak bardzo Cię kocha, że nie chce się Tobą dzielić, że chce Cię tylko dla siebie. Zazdrość może wydawać się na początku pociągająca, kojarzyć z miłością i zaangażowaniem: „Chyba tak bardzo mu na mnie zależy, że tak bardzo jest zazdrosny”. Powoli Twoje życie zaczyna być jednym wielkim tłumaczeniem się gdzie byłaś, co robiłaś i że nic do nikogo innego nie czujesz. Ufff, jaka strata czasu.

Narcyzi są z reguły bardzo atrakcyjny, czarujący, inteligentni i zdają się Ciebie rozumieć, widzieć Twoje potrzeby, to kim na prawdę jesteś. Są w tym mistrzami. Wiedzą bardzo dobrze co chcesz usłyszeć, co Ci dać abyś oddała mu swoje serce, życie, pieniądze, aby czerpać z Ciebie soki jak pasożyt.

Z perspektywy biologicznej narcystyczni mężczyźni wydają się być silni, są jakby samcami Alfa. Kobiety, chcąc nie chcąc, są przyciągnięte do takich czarujących, przewodników stada. Wydają się być dobrym materiałem genetycznym dla naszego potomstwa.

I co się dzieje, kiedy silny mężczyzna, który być może dał nam już potomstwo, swoją dominację przejawia wobec nas, jest despotyczny, władczy, kontrolujący. Nie jest nam łatwo odejść, chociaż instynkt ochrony dzieci zaczyna już działać. Widzimy w nim, w jego sile, także siłę, która jest tarczą ochronną naszej rodziny. On, pomimo przemocy wobec nas, wydaje się być jedynym oparciem. Być może poprzez jego krytykę przestałaś wierzyć w siebie, w swoją siłę. Przekonał Cię, że bez niego nie dasz sobie rady.

To wszystko, wraz z romantycznymi wizjami z filmów, którymi jesteśmy karmione, brak poczucia własnej wartości, lęk przed samotnością, być może brak stabilności finansowej, niedobór miłości z dzieciństwa, sprawia, że tkwimy w toksycznych relacjach i cierpimy. Cierpią też dzieci i potem mówią: „Mamo dlaczego od niego nie odeszłaś?”. Większość moich klientów cierpiących na nerwicę lękową, mówi na terapii, że modlili się i prosili mamę aby odeszła od przemocowego taty despoty. I co ciekawe są potem często bardziej źli na mamę, niż na tatę. 

Mechanizm przyciągania narcyzów.

W dzieciństwie tworzy się tak zwana matryca (wzorzec), która jest jak magnez, przyciąga to, co z nią rezonuje.

Jeśli nasza matryca, to przekonanie: „coś ze mną jest nie tak”, „nie zasługuję na miłość”, „nie jestem kochana”, „jestem nie wystarczająco dobra”, itp… to nie będziemy siebie szanować i będziemy siebie karać, ponieważ myślimy, że coś z nami jest nie tak, skoro rodzice nas nie kochali.

Jeśli byłam krytykowana przez rodziców i mam podświadome przekonanie, że jestem zła, to czuję się winna i będę wchodzić w sytuacje, potwierdzające potrzebę zasługiwania na karę. Także samosabotaż i wchodzenie w destrukcyjne związki jest rodzajem realizowania wzorca autodestrukcji.

Może jestem zła na mamę, a kanalizuję tę złość na siebie, bo chcę być lojalna wobec mamy. Rodziców przecież trzeba szanować. Może chcę jej zrobić na złość, żeby tylko nie było tak jak ona chce, czyli: „Żyli długo i szczęśliwie”. Może któryś z rodziców mnie odrzucał, a ja zabiegałam o jego miłość. Dobieram więc takich partnerów, z którymi wiem, że i tak nie stworzę stabilnego związku. Będę stale zabiegać o ich miłość, a oni będą mnie odrzucać czy krytykować. Nie będę czuć się wystarczająco kochana, więc skrypt z dzieciństwa będzie realizowany, co utwierdzi mnie tylko w przekonaniu, że rzeczywiście nie można mnie kochać.

Być może tak bardzo się staram i zabiegam o miłość mężczyzny, że akceptuję za dużo, a on przekracza moje granice. Ja jednak chcę być dobra i wybaczać.

Może mam wzorzec, że powinnam się poświęcać albo ratować zagubione dusze. Ile z nas chce pomóc biednym, cierpiącym mężczyznom, uzdrowić ich. Liczymy na to, że dla nas się zmienią, że nasza miłość ich uleczy. Ile z nas ma taki wzorze żeby zbawić świat i pomagać. Tylko, że nie pomagamy tym, którzy tak na prawdę tego potrzebują. Bierzemy sobie wyzwanie, które niejednokrotnie nas przerasta i nasza dobroć jest tylko wykorzystywana. Jesteśmy za dobre, za miłe, nie stawiamy granic, ulegamy, rezygnujemy z siebie, z naszych potrzeb, bo przecież trzeba być dobrą i się poświęcać dla innych. Jak dobrze, nam Polkom, znany wzorzec. Tylko, że oni z reguły wcale nie chcą się zmieniać, a my produkujemy kolejne pokolenie zranionych dzieci. 

Kiedy poczujesz, że trzeba ratować siebie i dzieci.

I co dalej, jak z tego wyjść, czy bycie samej jest lepszym rozwiązaniem, czy bycie samotną matką, bo tak się nas z reguły nazywa, jest fajnym rozwiązaniem? Wszyscy wiedzą, że nie jest wtedy lekko. A kto chce być samotny, pozostać w goryczy, w tęsknocie po niespełnionej miłości, która okazała się porażką. Każdy kolejny mężczyzna wydaje się nie aż tak ciekawy, nie aż tak pociągający, nie aż tak ekscytujący. Pamiętasz te chwile z nim, te romantyczne chwile jak z bajki, spojrzenia w oczy i jak fruwałaś na skrzydłach poezji.

Zaczynasz myśleć o odejściu ale czy znajdzie się kolejna miłość taka jak ta, czy możesz kogoś jeszcze pokochać? Zadajesz sobie pytania, co jest z Toba nie tak, że weszłaś w ten związek, że przyciągnęłaś taką toksyczną osobę.

Niektórzy mówią, że lepiej być samej, niż w toksycznym związku. Prawda jest taka, że i jedno i drugie rozwiązanie ma swoje koszty. Będąc samej zyskujesz spokój, wolność, masz mniej stresu, możesz swoją energię dawać dzieciom, pasji, a nie związkowi. Masz mniej emocji negatywnych ale jest trochę nudno i ze wszystkim musisz radzić sobie sama, co też nie jest łatwe. Któż z nas nie chce być kochany, nie chce mieć tej bliskiej osoby, do której można zadzwonić w każdej chwili i porozmawiać o głupotach, kogoś kto zawsze jest.

Definitywne wyzwolenie od narcyza.

I nie wiem jak wy, ale ja mam dosyć frazesów: „pokochaj siebie zanim wejdziesz w związek”, „najważniejsze jest, aby najpierw pokochać siebie”. Albo, że: „najpierw masz się czuć dobrze ze sobą żebyś nie potrzebowała związku, żeby związek nie był z miejsca braku ale partnerstwa”. To wszystko prawda ale… Czy miłość drugiej osoby, partnera, partnerki nie jest różna od miłości do samej siebie, miłości dziecka, przyjaciela, rodziny…?

Jest i nie oszukujmy się, to są wszystko inne rodzaje miłości. Miłości romantycznej, takiej jak z mężczyzną, nie jesteśmy w stanie same sobie dać. Chcemy być kochane przez mężczyznę albo kobietę miłością romantyczną. To jest zupełnie inne i bardzo piękne uczucie. Tylko w kontakcie z drugą osobą, w stanie zakochania podnosi się poziom hormonów miłości, nie tylko dopaminy i serotoniny, którą można podnieść w inny sposób, ale przed wszystkim oksytocyny i fenyloetyloaminy. Są one jak narkotyk, kiedy nie ma kontaktu z obiektem miłości, jesteśmy jak na głodzie narkotykowym.

U osób, które rozstają się z partnerem, poziom hormonów miłości spada, a obszary mózgu odpowiedzialne za przyjemność, pozytywne emocje i motywacje, wykazują słabą aktywność. Nic więc dziwnego, że tak trudno nam jest się rozstać, że wracamy, że tęsknimy, że zapominamy wszelkie krzywy. Jesteśmy jak narkoman na głodzie, w okresie odstawiennym. Nic nie jest w stanie nas pocieszyć, ani aktywności, ani kontakty społeczne, ani piękno przyrody czy sztuka.

Problem jest też taki, że żyjemy w czasach, w których jesteśmy pogubieni, nie pielęgnujemy głębszych wartości, nie mamy zdrowych wzorców rodzinnych, kobiecych i męskich. Jesteśmy wychowywani przez rodziców, którzy być może, nie mieli dla nas czasu, ponieważ dużo pracowali albo mieli depresję, bo tak bardzo trudno im było w życiu. Nie dostajemy wystarczająco miłości od rodziców, nie jesteśmy wystarczająco wspierani, chwaleni, a jeśli tak, to w jakiś pokraczny sposób, który tylko buduje nasze ego, a nie naszą prawdziwą wartość. Rodzice nie mieli dla nas czasu, a miłość okazywali dając rzeczy albo jedzenie.

Jesteśmy często kochani miłością warunkową, musimy zasłużyć na miłość, na uwagę. Nie wiemy jaki jest sens życia, a co dopiero odnaleźć się z tym wszystkim sens w miłości. Co to właściwie jest miłość? Czy to burza feromonów i neuroprzekaźników, kiedy spotykamy drugą osobę, czy to tylko reakcja chemiczna, czy też może łączy nas coś, czego nie rozumiemy albo czemu próbujemy nadać duchowe znaczenie.

Tak, czy inaczej miłość fizyczna, zakochanie, chemia, która działa w stanie zakochania jest różna od miłości agape, wyższej miłości do wszystkich istot czy do świata. Miłość do dzieci i rodziny można też uznać za swego rodzaju biologicznie uwarunkowaną zależność. Musimy być blisko dzieci, kochać je, bo inaczej byśmy nie przetrwali jako gatunek.

Po fazie zakochania, po około roku, dwóch, przychodzi czas na inny rodzaj miłości, na związek, który jest oparty na wzajemnym zrozumieniu, szacunku, zaufaniu, wolności oraz na pielęgnowaniu wspólnych zainteresowań i aktywności. Kiedy tego rodzaju porozumienia nia ma, kiedy narcystyczny mężczyzna nie może Ci dać nic głębszego, bo tak na prawdę w środku jest pusty i opera się tylko na kopiowaniu Ciebie jak w krzywym zwierciadle, nie ma szansy na prawdziwą, stabilną, długoterminową miłość partnerską. Dlatego też jest coraz bardziej sfrustrowany i zły, dlatego tak bardzo próbuje utrzymać w związku dramat. Potrzebuje silnych emocji żeby czuć, że żyje. Często są to też osoby uzależnione od różnych substancji. Potrzebują silnych wrażeń żeby czuć że żyją. Są źli na Ciebie, bo Ty masz coś głębszego, coś prawdziwego, czego on nie ma, dlatego będzie cię poniżał i dewaluował. A Ty nawet o tym nie będziesz wiedzieć, że to Ty jesteś fajna, to Ty jesteś silna, Ty jesteś autentyczna.

I dobrze jest wtedy zadać samej sobie pytanie dlaczego też ja chcę tego dramatu, podświadomie oczywiście. Co mi to daje, jakie nieświadome potrzeby zaspokaja?

No dobrze, ale tak praktycznie. Jak wygląda nasze życie? Praca, dom, obowiązki, czasem wyjście ze znajomymi, Netflix, Facebook, sprzątanie, lekcje z dziećmi… Powiedzmy sobie szczerze, szału nie ma. Raczej rutyna, monotonia no i łatwo nie jest. Czasem wakacje, na które zbieramy cały rok. Ale generalnie to obowiązki, problemy, jak mamy trochę samozachowawczego instynktu, spacer, czy sport. Może też czasem zapiszemy się na jakiś kurs, czy do szkoły ale to też raczej w klimacie obowiązków.

Kto nie chce przy tej rutynie doświadczyć trochę Titanica 😉 trochę adrenaliny, wzniosłych uczuć? Czy miłość romantyczna może być naszym sensem życia? Tym co daje nam kopa, motywację do działania? Problem w tym, że taka romantyczna miłość trwa tylko jakiś czas, potem także staje się rutyną. Niektórzy szukają sobie wtedy nowej. Taki kolejny narkotyk. Ale, jak wiemy, miłość po jakimś czasie powszednieje i wtedy przyjaźń, to co nas łączy, wspólne zainteresowania, wzajemny szacunek, wsparcie, są tym to scalają związek. 

Ponieważ w toksycznych relacjach doświadczamy tak dużej huśtawki emocjonalnej, raz chcemy się rozstawać, potem się schodzimy, że miłość, a właściwie ten romantyczny roller coaster stale się aktywuje. Jesteśmy na tak wysokich obrotach adrenalinowo kortyzolowych, w których powroty, godzenie się, wybaczanie są jak nowe dawki narkotyku.

Żyjemy w ciągłych emocjach, w ciągłym dramacie. Być może taki dramat znamy z dzieciństwa i jesteśmy po prostu uzależnione od silnych emocji, a może po prostu bez tego jest nudno i nie wiemy co ze sobą zrobić. Dramaty miłosne, poświęcanie uwagi związkowi, daje nam energię do życia, do działania, do odchodzenia, do czegokolwiek chcemy. Złość na partnera, to duża dawka adrenaliny. Potem jego czułe słowa i warunkujemy się, że dostajemy ukojenie, że jednak nas kocha. Może chcemy sobie udowodnić, że jednak jesteśmy kochane, że kocha nas pomimo wszystko. Bo przecież się rzucamy i protestujemy, kiedy czujemy się nadużyte psychicznie. Potem mamy poczucie winy, że tak się zachowałyśmy. I znowu wszystko się zaczyna. Ty wybaczasz jemu, on niby Tobie i związek zachowuje status quo.

I możemy tak żyć, dlaczego by nie. Wszystko ma swoje zyski i straty. Jesteśmy wykończone psychicznie i fizycznie, ewentualnie dostajemy raka ze stresu ale przynajmniej mamy poczucie, że poświęciłyśmy swoje życie dla miłości, dla człowieka, którego kochałyśmy.

Też tak można. Kto to oceania. Wybieramy wiarę, że się zmieni, to przecież wzniosłe uczucie, tylko że oni się nie zmieniają. Narcyzi mają to do siebie, że nie przyznają się do winy, a więc w jaki sposób mają się zmienić? Może już zauważyłaś, że to wszystko to Twoja wina, Twojej mamy, Twoich uwarunkowań z dzieciństwa, Twojego charakteru, może flirtowania z innymi mężczyznami… Nasza nadzieja, że się zmienią jest piękna ale ni jak się ma do rzeczywistości. Żadne terapie tu nie pomogą, bo żeby terapia zadziałała osoba musi chcieć się zmienić, a przede wszystkim uświadomić sobie, że może coś robi nie tak. Narcyz nie mają zdolności do autorefleksji, szczególnie jeśli rezultatem miałoby być przyznanie się do winy i praca nad sobą. On jest przecież idealny.

Otwarcie na nowe.

Dla mnie momentem zwrotnym było uświadomienie sobie, że 99% mojej życiowej energii zostaje wysysane przez niego. Że związek, martwienie się, lęk, próba zrozumienia, dania mu miłości, podporządkowania się lub zawalczenia o siebie, myślenie o nim, zajmowało większość mojego dnia.

Zaniedbywałam dzieci, o siebie dbałam tylko dla niego, bo przecież chciał mieć atrakcyjną kobietę, nie robiłam nic dla siebie, tylko dla nas, bo przecież nasz związek, rodzina jest najważniejsza. Ponieważ chciałam żeby był spokój, musiałam wielokrotnie milczeć, żeby jaśnie Pan tylko się nie obraził. Godzinami tłumaczyłam się, że go nie zdradzam, że z nikim nie flirtuję itd. Byłam wykończona i zaczęłam się siebie pytać czego nie robię, co powinnam robić aby się spełniać, jaka jest moja droga, którą zaniedbałam?

Od czego ten demon, nie mówię on, ale ta sytuacja, mnie odciąga? I czy warto tak dużo energii życiowej dawać drugiemu człowiekowi. Może tak ale, taka osoba jest jak wampir, który na Tobie siedzi i ssie z Ciebie soki, soki, które mogłyby służyć do Twojego rozwoju, do wspierania dzieci, do zrobienia czegoś dla świata, dla innych członków rodziny. Co tak fascynującego jest w tym człowieku, że cała mu się oddałam. Czy na prawdę jest tego wart? Jak chwast, który zabiera wszystkie substancje odżywcze z otoczenia, którymi mogłyby się nakarmić inne rośliny, czyli moje dzieci, ja, a dzięki którym wzrasta tylko on.

Z tego też miejsca wróciłam do pisania i do tworzenia, wróciłam do tego co wiem, że jest dla mnie ważne, co mnie rozwija, po czym ja wzrastam. Zamiast myśleć o nim, piszę, tworzę wokół siebie piękno w domu i mam nadzieję, że ten tekst zainspiruję Was do kroczenia własną drogą, do karmienia swojej duszy i dawania miłości swoim dzieciom, do zadbania o to, co jest tego warte.

Co prawda nie jest to romantyczna miłość, adrenalina i dramat ale spokojne, pełne czułości, dbania i miłości, dzielenie się. To jest tylko wybór, który ma swoje konsekwencje. Nie ma nic lepszego, ani gorszego. Wszystkiego są tylko konsekwencje. Ja nie chcę, w wyniku konsekwencji relacji z narcyzem, przeoczyć w moim życiu czegoś, co było ważne, czyli moich dzieci i mojej ścieżki, zaniedbywać siebie dla człowieka, który nawet tego nie doceniał.

Daję więc energię tam, gdzie przyniesie owoce, gdzie będzie rozkwitała prawdziwa miłość, światło i moc. Nie ma teraz czasu na wciąganie się w negatywne relacje, które odciągają nas od tego co jest na prawdę ważne, ponieważ świat, ziemia, ludzie, wszyscy potrzebujemy teraz wzajemnego wsparcia, życzliwości, potrzebujemy dawać sobie siłę aby zadbać o piękny i zdrowy świat dla naszych dzieci.

I kto powiedział, że nie czeka nas jeszcze piękna miłość, że nia mamy szansy na szczęśliwy związek? Spróbujmy sobie wyobrazić ekscytujący związek, pełen pasji, fascynacji i pozytywnych emocji, spokojną i bezpieczną ale nie nudną miłość. Co razem robimy, jak spędzamy czas, jaka ja jestem dla niego, a jakim partnerem jest on…? Jak to jest być na prawdę kochaną…?

Najpierw musimy jednak zamknąć definitywnie drzwi za tym co było, przeżyć żałobę po związku, pobyć w smutku, wytrzymać te trudne uczucia, wytrzymać aby nie wracać. To jest jak czas wychodzenia z nałogu, hartowanie duszy.

Za sprawą fenyloetyloaminy doświadczamy podobnych objawów jak OCD, stajemy się monotematyczni i nie możemy myśleć o niczym innym, niż obiekt naszych uczuć. Zachowania obsesyjno kompulsywne mają swoje podłoże lękowe. Nie dość, że mamy odstawiony narkotyk, poziom hormonów szczęścia spada, to jeszcze doświadczamy lęku związanego z tym co nas czeka, jak sobie poradzimy, czy jeszcze kiedyś doświadczymy takiej miłości, czy nie będzie nas nękał… Naturalne jest też to, że boimy się nieznanego, a co najgorsze, że same ulegniemy, damy kolejną szansę i wszystko zacznie się powtarzać.

Aby zakończyć związek z narcyzem najlepiej sprawdza się zasada, zero kontaktu. Nie jest to łatwe kiedy macie razem dzieci. Z reguły, po jakimś czasie, kiedy emocje opadną, będziecie mogli kontaktować się w sprawie dzieci.

Jeśli kusi Ci aby zadzwonić albo odebrać telefon, zapytaj się siebie, jaka jest Twoja intencja, co chcesz przez to osiągnąć, co usłyszeć albo co prawdopodobnie usłyszysz? Już go pewnie na tyle znasz, że możesz to przewidzieć. I pewnie powie dokładnie to, co chcesz usłyszeć, a co nijak będzie się potem miało do rzeczywistości. Obietnice bez pokrycia, kłamstwa, to że Cię kocha, żebyś dała mu szansę, że miłość wszystko zwycięży, wspólne plany, że to wszystko twoja wina i foch, że się rozstaliście, przecież tak bardzo za nim tęsknisz, kochasz go, więc po co Ci to było… itp…

Czy nie jest tak, że odbierając telefon lub dzwoniąc, masz nadzieję na zapewnienia, że jednak się zmieni, że już wszystko będzie dobrze? I teraz zapytaj się siebie, swojej intuicji, jak Ci się wydaje, czy tak będzie, czy to możliwe…? Czy na prawdę w to wierzysz…? Czy chcesz wrócić do związku na starych zasadach? I wiesz, że prawdopodobnie nic się nie zmieni, że po jakimś czasie piekło się powtórzy ale być może musisz parę razy wrócić żeby się o tym przekonać, być może musisz mieć złamany nos lub palce, być może musisz trafić na psychoterapię ze zdezorientowania i wycieńczenia psychicznego. Czasem musimy tak długo wracać i dawać szansę, aż zobaczymy, że nadzieja, którą miałyśmy, jest pięknym uczuciem ale niestety pozostaje tylko w sferze marzeń.

Jeśli wytrzymasz i urwiesz kontakt, po jakimś czasie, wszystkie trudne emocje miną, po jakimś czasie jego obraz coraz bardziej się zaciera. Podziękuj za to co było dobre, współczuj sobie, że miałaś tyle przykrych doświadczeń i pozwól sobie na nich wzrosnąć.

Otwórz się na to co pięknego Wszechświat ma Ci jeszcze do zaoferowania. Poniżej załączam film z afirmacjami, które pomogą Ci przyciągnąć związek pełen miłości i wszystko co Dobre do Twojego życia.